Podręczniki dawnego stylu rozpoczynały pouczać o technice zdjęcia tymi słowy: Umocowuje się aparat na statywie. Wyszukuje się obiekt i ustala ramy zdjęcia. Nastawia się na matówce ostrość, przysłonę i czas naświetlania. Zakłada się kasetę z nienaświetloną płytą. Naświetla się zdjęcie. Wyciąga się kasetę z naświetloną płytą. Pewien mój znajomy był bardzo rozczarowany, przeczytawszy powyższe w jakimś renomowanym podręczniku francuskim. – To się rozumie samo przez się, powiedział, a ja chcę dowiedzieć się naprawdę czegoś o zdjęciu! Widzę w tej chwili jeszcze jego święte oburzenie i staram się pisać ten rozdział tak, jakby miał go zaraz skrytykować. O ile w dwóch rozdziałach poprzednich musieliśmy sobie nieco poteore-tyzować, o tyle teraz powinniśmy trzymać się samej praktyki i najwięcej miejsca poświęcić kwestiom rzeczywiście najczęściej występującym. Błona założona, aparat gotów, jest piękna pogoda i szykujemy się do zrobienia serii zdjęć. Minimum wiadomości zdobyliśmy w rozdziale pierwszym, mamy ten zapas uzupełnić do maksimum. Maksimum zaś osiągniemy, jeśli nauczymy się robić zdjęcie: 1) udane technicznie, 2) udane artystycznie. Tak jest. Także i drugi cel należy stawiać przed sobą. Co więcej: w dalszym ciągu trudno będzie nawet oddzielić elementy techniczne od estetycznych – zazębiają się one i przenikają nawzajem. Bezbłędne nastawienie migawki, przysłony i ostrości będzie się oczywiście odnosiło do elementów technicznych, ale wybór tematu, kompozycji zdjęcia, reżyseria – to wszystko nie mieści się w ramach techniki. Jan Bułhak nie dlatego był znakomitym polskim fotografikiem, że nie robił zdjęć nieostrych lub niedoświetlonych. Rozgadaliśmy się, a przecież powrócimy jeszcze do tych rzeczy. Na razie chcę podkreślić, że dwa rozdziały poprzednie były oderwane od samej czynności fotografowania, były tylko poznawaniem materiału. Natomiast całą resztę książki opieram na ustawicznym porównywaniu tekstu z praktyką. Nie będzie dobrze jeździł konno ten, kto w czasie nauki nie spadnie kilkakrotnie z konia. Nie będzie dobrze fotografował ten, kto nie odżałuje z góry pewnej liczby błon na nieudane eksperymenty techniczne lub estetyczne. Dlatego wcale nie namawiam do maszerowania ścieżką niemiecką: najpierw wykuć całą teorię z kilku podręczników, a dopiero po takim przygotowaniu „rzucić się na praktykę”. Zresztą, gdybym namawiał, i tak by mnie nie posłuchano. – A więc? Błona założona, aparat gotów, jest piękna pogoda i szykujemy się do zrobienia ładnej serii zdjęć.