Site Overlay

DOBRZE NASTAWIĆ I ZDJĘCIE SIĘ UDA

O właśnie! Nastawienie. Magiczne słowo. Nawet najmłodsi adep­ci fotografii wiedzą, że aparaty dzielą się na takie, w których „nic się nie nastawia” i na inne skomplikowane, w których „nastawia się” wiele rzeczy. Dalej, ci sami adepci wiedzą, że zdjęcie wtedy się udaje, gdy „wszystko będzie właściwie nastawione”. I mają – trzeba im to przyznać – rację. Po to przecież człowiek doskonali się w kunszcie fotograficznym, czyta, uczy się, sam próbuje i do­świadcza, by – koniec końcem – umieć właściwie nastawić. Zatem to jest właśnie najtrudniejsze. Nastawić. „Czyli – trzeba najpierw bardzo dużo czytać (zwłaszcza od deski do deski tę książkę), potem bardzo dużo napstrykać i przeżyć wiele smut­nych doświadczeń, aby umieć nastawiać?” – zapytają chórem zawiedzeni nasi czytelnicy. Tak jest. Ale obiecałem znacznie wcześniej dać przecież jakąś zastępczą, pomocniczą regułę, która już natychmiast pozwoli do­brze „nastawiać”. Owszem. Obiecałem. I jestem w trakcie dotrzy­mywania słowa. Bo oto słuchajmy uważnie: W każdym aparacie (z wyjątkiem tych najprostszych), aby uzyskać dobre zdjęcie, trzeba nastawić trzy rzeczy: ostrość, czas naświetlania i przysłonę. Potem wystarczy tylko nacisnąć spust migawki. I. Nastawienie na ostrość odbywa się, jak wiemy, przez wykrę­cenie lub wysuwanie obiektywu według pewnej skali. Oprócz liczb, wskazujących odległość w metrach, jest tam także przewró­cona ósemka », oznaczająca nieskończoność. Jeśli ostatnia liczba przed nieskończonością wynosi 20, znaczy to, że wszystko, co jest o 25 lub o 30 metrów od nas, jest już nieskończonością. Nastawienie na ostrość jest najłatwiejsze z trzech omawia­nych. Wystarczy bezbłędnie ocenić dystans między przedmiotem fotografowanym a obiektywem. Bezbłędnie – nie znaczy jednak co do milimetra. Nikt nie nosi ze sobą linijki, by nią dokonywać pomiarów przed zdjęciem. Rzadko kiedy byłoby zresztą na to dość czasu. Bezbłędnie – znaczy to: bez większych omyłek, omyłki drob­ne zostaną wyrównane. Trzeba pamiętać jednak, że omyłka o 1 m przy odległości 20 metrów nic nie znaczy, przy odległości 5 me­trów jest jeszcze niewielka, ale już przy odległości 3 metrów wpły­wa bardzo poważnie na ostrość zdjęcia. Im mniejszy dystans, tym bardziej trzeba uważać. II. Nastawienie czasu naświetlania ma na celu ustalić czas, przez który promienie z zewnątrz przenikać będą przez obiektyw do środka aparatu. Czas ten, jak wiadomo, powinien być tym dłuższy, im przedmiot zdjęcia jest ciemniejszy lub słabiej oświet­lony. Nastawienie czasu naświetlania nie ma żadnego związku z nastawianiem ostrości. Jedno i drugie wykonujemy całkiem od­dzielnie. Czas naświetlania nastawiamy dla każdego zdjęcia oddzielnie dlatego, że poszczególne tematy, jakie się nam w praktyce po kolei nasuną, będą wymagały bardzo rozmaitego naświetlania, wobec ich różnej jasności, oświetlenia itp. Załóżmy, że jesteśmy na wycieczce. Zbliżamy się do małego, gotyckiego zameczku na wzgórzu. Robimy zdjęcie. Wchodzimy następnie do zameczku, który, jak się okazuje, jest wewnątrz bar­dzo mroczny. Mimo to robimy zdjęcie. Wychodzimy zeń i jeszcze raz fotografujemy go z zewnątrz, w pełnym słońcu. Nie jest dla nas niespodzianką, że gdyby w opisanych trzech przypadkach na­świetlano jednakową ilość czasu, to na negatywie pierwsze i osta­tnie zdjęcie wyszłoby czarne, środkowe zaś – zupełnie przezroczy­ste. Regulacja czasu naświetlania pozwala otrzymać w negaty­wie zdjęcia jednolicie naświetlone, choćby jedne z nich dokona­ne były w doskonałych, a inne w niekorzystnych warunkach świetlnych. Urządzeniem regulującym w aparacie czas naświetlania jest migawka. Zasadę, na jakiej skonstruowano mechanizm migawki, omówimy w dalszej części tej książki. Tutaj tylko kilka uwag niezbędnych dla zrozumienia sposobu posługiwania się nią. W aparatach prostych zakres czasów otwarcia migawki jest niewiel­ki. Aparaty wysokiej klasy wyposażone są w migawki o dużym za­kresie tych czasów. Na pierścieniu nastawczym lub na odpowied­niej gałce takiej migawki o dużym zakresie odczytać można nastę­pujące liczby: 1000, 500, 250,125, 60, 30,15, 8, 4, 2,1, B. Liczby te oznaczają kolejno czasy otwarcia migawki wynoszące odpowied­nio: 1/1000 s, 1/500 s, 1/125 s itd., aż do 1 s. Litera B oznacza, że zdjęcie naświetlane będzie tak długo, jak długo pozostanie naciś­nięta dźwignia wyzwalająca migawkę. Po zwolnieniu nacisku mi­gawka zamyka się. Gdyby wpadł nam do ręki jakiś stary model aparatu fotografi­cznego, to zauważymy na jego migawce inny szereg liczb, odbie­gający nieco od opisanego powyżej. Będą to następujące liczby: 500, 250, 100, 50, 25, 10, 5, 2, 1, B, T. Ten szereg czasów otwarcia migawki nie jest już stosowany we współcześnie produkowanych 1/100 s 1/4s 1/100s T/25s 1/25s l/25s aparatach. Na końcu szeregu widzimy literę T. Nastawienie miga­wki na tę literę spowoduje, że jednorazowe naciśnięcie dźwigni spustu pociągnie za sobą otwarcie migawki. Pozostanie ona tak długo otwarta, dopóki nie naciśniemy powtórnie na dźwignię. To nastawienie używane było przy bardzo długich czasach naświet­lania. Potrzebne ono było także w starych aparatach na płyty szklane, w których przed dokonaniem zdjęcia ostrość obrazu na­stawiało się na matówce. Trzeba było wówczas otworzyć migaw­kę na dłuższy czas. Dobór właściwych warunków naświetlania, na które składa się zarówno właściwa wielkość otworu przysłony obiektywu, jak i odpowiadający jej czas otwarcia migawki, dokonywany jest we­dług wskazań światłomierza lub na podstawie specjalnych tabe­lek naświetlań. Żeby od razu uchwycić właściwe proporcje, muszę wyjaśnić, że w praktyce (zdjęcia w dzień na wolnym powietrzu – 95% wszystkich zdjęć) używać będziemy najczęściej migawek – 30, 60 i 125, a dużo rzadziej migawki 250. Zaś migawek dłuższych – 15, 8, 4, 2 i 1 – jeszcze znacznie, znacznie rzadziej. Mianowicie dlate­go, że choć wymienione czasy w praktyce życiowej uważamy za bardzo krótkie – w fotografii nie są one tak krótkie, jakby się wy­dawało. Wspomnieliśmy już mimochodem, a teraz sprecyzujemy ważne twierdzenie: jeśli w momencie dokonywania zdjęcia aparat poruszy się (drgnie), to i zdjęcie będzie poruszone. Oczy­wiście ewentualne zepsucie zdjęcia zależeć będzie 1) od gwał­towności drgnięcia i 2) od zastosowanego czasu naświetlania. Jeśli np. fotografujemy z ręki przy użyciu migawki 1/125 s, a drgnięcie jest nieznaczne, to błona poruszenia prawie nie uchwyci. Jeśli natomiast drgnięcie będzie takie samo, ale na­świetlaliśmy 1/30 s, to przez ten czas błona uchwyci już poru­szenie zupełnie wyraźnie. Wniosek stąd: przy zdjęciu „z ręki” musimy aparat trzymać tak, aby go zabezpieczyć przed wstrząsami: pewnie, ale nie kur­czowo. Jednak nawet zachowując te konieczne środki ostrożnoś­ci, stwierdzono, że przy 1/15 sekundy zdjęcia „z ręki” przeważnie nie udają się, a przy 1/8 s są prawie na pewno zepsute, gdyż nie po­trafimy stać nieruchomo przez ósmą część sekundy. Oznacza to, że nie powinniśmy nigdy robić zdjęć „z ręki” ani na 1/15 s, ani tym bardziej na inny, jeszcze dłuższy czas. Zdjęcia we wnętrzach, bez użycia pomocniczych źródeł świat­ła, będą od nas wymagały czasów naświetlania znacznie dłuż­szych niż 1/30 s, chociażby ze względu na wielokrotnie słabsze oświetlenie w porównaniu z tym, które panuje na otwartej prze­strzeni. Zdjęcia takie wykonywać więc będziemy, mocując aparat na statywie fotograficznym. Jedynie w wyjątkowych sytuacjach można zaryzykować takie zdjęcia bez użycia statywu. Wówczas jednak trzeba aparat silnie oprzeć o jakiś masywny przedmiot lub postawić na stole i uważać, aby nie drgnął przy naciskaniu spustu migawki. Wreszcie raz na zawsze zapamiętać musimy, co następuje: w przypadkach wątpliwych lepiej prześwietlić, niż naświetlić za krótko, zdjęcia zbyt krótko naświetlonego nic nie zdoła uratować, zdjęcie prześwietlone łatwo uratować, często nie wymaga ono w ogóle żadnych specjalnych zabie­gów. III. Nastawienie otworu przysłony. Każdy obiektyw charakte­ryzuje się nie tylko odległością ogniskową (f) – zwaną też potocz­nie ogniskową – lecz także swoim maksymalnym otworem względnym. Oznaczenie tego otworu w postaci ułamka o licz­niku równym jedności (przykładowo) 1:1,4; 1:2; czy 1:2,8 jest wy­grawerowane na oprawie obiektywu, zazwyczaj bezpośrednio przed oznaczeniem odległości ogniskowej. Im większy maksymal­ny otwór względny (mniejsza liczba w mianowniku ułamka l:x), tym zazwyczaj droższy obiektyw. Wiedzą o tym nawet tacy, któ­rzy nie umieliby wyjaśnić działania przysłony. Zupełnie słusznie mówią oni, że obiektyw o większym maksymalnym otworze względnym jest lepszy od obiektywu o otworze mniejszym. Przy takim samym bowiem oświetleniu pozwala on na użycie krótsze­go czasu naświetlania. Albo też, mówiąc inaczej, gdy dysponuje- my obiektywem o większym otworze względnym, możemy foto­grafować przy słabszym oświetleniu. Obiektywy o większym otworze względnym są droższe od obiektywów o mniejszym otwo­rze, ich konstrukcja bowiem jest bardziej skomplikowana, a uzy­skanie odpowiedniej korekcji optycznej – trudniejsze. To wszyst­ko podnosi oczywiście koszty produkcji. Wkraczamy tu, jak państwo widzicie, w dziedzinę odrobinę trudniejszą. Ponieważ jednak obiecałem, że to przedszkole będzie zupełnie pozbawione trudniejszych momentów, przeto wyminie­my tę zawiłość, nie tłumacząc na razie, w jaki sposób obliczamy otwór względny obiektywu. Powiemy tylko: obiektyw o więk­szym otworze względnym przepuszcza do wnętrza aparatu więcej światła niż obiektyw o mniejszym otworze. Przy tym otwór 1:2 jest większy niż 1:2,8, ten zaś większy niż 1:4. Otwór 1:11 uważa­my za bardzo mały. Każdy obiektyw fotograficzny (z wyjątkiem obiektywów specjalnych) ma urządzenie służące do zmniejszania jego otworu względnego, urządzenie to nazywamy przysłoną. Umieszczona jest ona między soczewkami obiektywu i składa się z blaszek stalowych o kształcie zbliżonym do sierpu. Blaszki są tak ułożone, że tworzą otwór (o kształcie zbliżonym do koła) leżą­cy w osi optycznej obiektywu. Przekręcając odpowiedni pierścień obiektywu, powodujemy nasuwanie się tych blaszek wzajemnie na siebie, co daje w efekcie zmniejszanie się tworzonego przez nie otworu. Jest to, jak się początkowo wydaje – paradoks: konstruktorzy dążą do wytworzenia obiektywów o maksymalnym otworze, a gdy uda im się to osiągnąć, wmontowują^w obiektyw przysłonę dla zmniejszania tego otworu. Tak jest w istocie. Zaraz się dowiemy, na co to komu. Przysłona ma oczywiście także skalę. Jeśli weźmiemy obiek­tyw o dużym otworze 1:2 (który jest na nim wyryty), to będzie on miał j asność 1:2 wtedy, gdy blaszki przysłony będą zupełnie scho­wane. Kiedy pojawią się i nieznacznie zmniejszą otwór obiekty­wu, jasność jego spadnie. Naturalnie w miarę dalszego zmniejsza­nia się otworu jasność będzie stale malała. Otrzymamy więc rząd jakby „kolejnych liczb przysłony”: 1-1,4-2-2,8-4- 5,6- 8-11-16-22-32 0 12 3 4 5 6- 7 8 9 10 Jest to tzw. rząd międzynarodowy przysłon: po przysłonięciu obiektywu do każdej następnej cyfry, obiektyw przepuści dokładnie dwa razy mniej (lub więcej) światła niż poprzednio. Należy dodać, że w praktyce przy pełnym otworze – fotografujemy dość rzadko. Na starych aparatach fotograficznych spotkać możemy inny szereg liczb przysłony, a mianowicie: 2,2-3,2-4,5-6,3-9-12,5-18-25-36 Szereg ten nie jest już dzisiaj stosowany. Gdybyśmy jednak chcieli posłużyć się starym aparatem z takimi właśnie oznacze­niami, wówczas trzeba będzie po prostu wypośrodkować sobie wielkość przysłony w stosunku do tego co, nam wskaże światło­mierz. Pamiętajmy przy tym, że np. przysłona 6,3 będzie leżała pomiędzy 5,6 a 8 i to bliżej 5,6. Każdy domyślny czytelnik, przeczytawszy te słowa, zrozumie od razu, że nastawienie przysłony jest ściśle związane z nastawie­niem czasu naświetlania. Przypuśćmy, że chcemy zrobić zdjęcie przy przysłonie 8 na 1/60 sekundy. Jeśli w tym momencie przesu­niemy przysłonę na 5,6 to – jak wiemy – obiektyw przepuści dwa razy więcej światła. Zatem przy dwukrotnie większym dopływie światła możemy naświetlić dwa razy krócej, a otrzymamy zupeł­nie to samo. Oczywiście, także zupełnie to samo otrzymamy, gdy przy dwukrotnie mniejszym dopływie światła naświetlamy dwa razy dłużej. Dziecko zrozumie. Wszystko jedno, czy: 1/30 s przy przysłonie 11, czy 1/60 s przy przysłonie 8, czy 1/125 s przy przysłonie 5,6. W przykładzie powyższym przedmiot zdjęcia był ciągle jedna­kowy i jednakowo oświetlony. Dajmy na to, że zdecydowaliśmy się wykonać zdjęcie przy migawce 1/60 s i przysłonie 8. Przedmiot zdjęcia spoczywał w cieniu. Nagle jednak przez jakąś szparę w chmurach wyjrzało słoń­ce i jaskrawo oświetliło nasz obiektyw, który raptownie począł odbijać ku nam znacznie więcej promieni, załóżmy, że dwukro­tnie więcej. Wówczas – rzecz prosta – aby otrzymać poprzedni rezultat, musimy: albo 1) skrócić o połowę czas naświetlania, tzn. do 1/125 s, albo 2) zmniejszyć otwór obiektywu o połowę, czyli do 11. W praktyce reagować będziemy raczej zmianą przysłony. Mamy, jak widać w tym przypadku, do wyboru: skrócić czas albo zmniejszyć otwór obiektywu. Sugeruję tutaj, że lepiej zmniejszyć otwór (bardziej przysłonić obiektyw), niż skracać czas naświetlania. Uważny czytelnik dotychczasowego tekstu słusznie mógłby mi zarzucić, że ponieważ czasy naświetlania poniżej 1/30 sekundy prowadzą do zdjęć poruszonych, przeto każde skracanie czasu zmniejsza niebezpieczeństwo poruszenia, zmniejszanie otworu zaś nie wiąże się z żadnymi korzyściami. Nieprawda. Już przy 1/60 s niebezpieczeństwo poruszenia znakomicie zmalało, nie ma więc potrzeby skracać czasów bez końca, chyba że tego wymagają okoliczności, tzn. ruchliwość mo­tywu. Natomiast przysłanianie obiektywu daje nam korzyść bar­dzo poważną. Jaką? Postaram się to wyjaśnić w rozdziale o głębi ostrości.

Scroll Up